Uwierzyłam, zaskoczyłam, co dalej?


Bez kategorii / środa, 13 listopada, 2019

„Uwierz w siebie”, mówili. Uwierzyłam. „Zaskocz siebie”, mówili. Zaskoczyłam. I teraz nie wierzę, że to wszystko się stało, że to nie jest jakiś pokręcony, mokry sen. Na przemian z najgorszym możliwym kacem, czyli moralniakiem, czuję wstyd i podniecenie. Im dłużej wspominam ten wieczór i noc, tym bardziej się to wszystko miesza. Świetny sposób na leniwą niedzielę, nie powiem.

Sobota, wieczór, posiadówka z Bożeną i Markiem. Anegdoty, dowcipy, ploteczki – destres po tygodniu. Znamy się i przyjaźnimy od lat, więc komentarze różne fruwały. No i pofrunęło o kilka za dużo. Zgadało się o trójkątach i Marek wypalił, że jak chcemy, to on nam obu pokaże, jaki z niego jebaka. Bożenie w to graj, zaczęła go podpuszczać – a ja… Cóż, w sumie milczałam. Do czasu. Oczywiście wzięłam stronę Bożeny, jakże inaczej. W końcu Marek się zapowietrzył i stwierdził, że jak tak sobie pogrywamy, to on nie ma innego wyjścia, jak nam to namacalnie i dogłębnie udowodnić, najlepiej teraz, zaraz, już. Widziałam, że na Bożenę to podziałało, a i ja nie pozostałam obojętna, bo wyobraźnia poszalała po niektórych tekstach. Cóż, zebrało się troje samotnych „na głodzie”…

Nie wierzę, że pojechaliśmy do tego hotelu. Tak to jest, jak się ludzie zaczną wzajemnie podpuszczać i nakręcać. Nikt nie chce być „gorszy”, nikt nie chce się wycofać, każdy chce „przelicytować” resztę i nikt się pierwszy nie cofnie. Siedzieliśmy grzecznie w taksówce, w sumie nie padło ani słowo, to był krótki kurs. Cały czas tłukło mi się po głowie, że ten żart poszedł za daleko, że powinnam się wycofać. A w tle skrzeczała ciekawość, o ile dalej to wszystko pójdzie i kto pierwszy się wycofa.

Nie wierzę, że nie pisnęłam słowa, kiedy wchodziliśmy do hotelu. Ani wtedy, gdy czekałyśmy, aż Marek wynajmie pokój. Bożena zresztą też nie. Gadałyśmy o jakiejś bzdurze, żeby jakoś zabić ten czas. I żadna z nas się nie zająknęła, żeby to przerwać.

Nie wierzę, że bez słowa protestu pojechałam z nimi na górę. Mało tego, w windzie i na korytarzu prześcigałyśmy się w dalszym podpuszczaniu Marka. A on nie pozostawał dłużny. Było mi gorąco, wyobraźnia podsuwała sceny oglądane czasem, gdy samodzielnie nadrabiałam brak faceta, i szczerze mówiąc, nie wiedziałam, czy potrafię to przerwać. Bożena wyraźnie go szczuła, a miała czym. Mała czarna, rajstopy ze wzorkiem „w zakolanówki”, szpilki – przy jej figurze robiły wrażenie. Tu zamruczała, tam się nieco wygięła… Ja byłam grzeczna. Jeszcze.

Nie wierzę, że bez słowa protestu weszłam do tego pokoju. Prawie cały zajmowało szerokie łóżko. Już przy drzwiach, zanim Marek je dobrze zamknął, Bożena zaczęła się do niego łasić. Wyginać. Ocierać. Mruczeć. A mnie piekły policzki, a gdzieś w dole brzucha robiło się gorąco. I nie powiedziałam ani słowa, tylko patrzyłam. I chyba trochę jej wtedy zazdrościłam. W każdej chwili mogę to przerwać. Wyjść. Zostawić ich samych – tłukło mi się w głowie, kiedy stałam obok, a oni się coraz bezczelniej obmacywali.

Nie wierzę, że gdy tylko Marek sięgnął do rozporka, klękałam na wyścigi z Bożeną. Samo wspomnienie, że koniecznie chciałam mieć go w ustach pierwsza, rozpala policzki. Okazała się za cwana – kiedy pała Marka wyskoczyła na świat, złapała trzonek i pociągnęła w swoją stronę. Zderzyłyśmy się czołami. Zabolało. Popatrzyła mi prosto w oczy, rozchyliła usta i przeciągnęła po nich językiem. Motylki w brzuchu zaszalały. Uśmiechnęła się nieznacznie i… podała mi główkę wprost do ust. Prawdziwa przyjaciółka… Po chwili, kiedy dobrze posmakowałam i zaczęłam się rozkręcać, wystarczył lekki ruch nadgarstka, żeby sinoczerwona główka przeskoczyła do jej ust. I tak obciągałyśmy mu na zmianę, a czasem dla odmiany głęboko i namiętnie się całowałyśmy. Nawet w ten sposób, że kutas był trochę w jej ustach, a trochę w moich. Wszelkie skrupuły znikały z każdym liźnięciem, z każdym pocałunkiem, z każdą chwilą, gdy przychodziła moja kolej na robienie Markowi loda.

Nie wierzę, że na jedno krótkie zdanie Marka ścigałam się z Bożeną – której z nas pierwszej „zapchnie po kule”. Wygrałam. To nie było trudne. Co prawda wyglądałam mniej prowokująco, ale… No właśnie. Miałam na sobie obcisły sweterek, grzeczną spódniczkę przed kolano i botki. No i mały detal – pończochy. Lubię, noszę – i proszę, jak się przydały. Bożena wystartowała jak oparzona na pierwsze słowo, ja się nie spieszyłam. Jeszcze miałam resztki wątpliwości, ale wstałam i ruszyłam do łóżka. I kiedy Bożena już leżała i szarpała się z rajstopami i majtkami, ja po prostu wysoko uniosłam spódniczkę i zsunęłam majtki do kostek. Pochyliłam się przy tym. Marek głośno wciągnął powietrze, Bożena znieruchomiała. Kiedy stałam tak wypięta i wystawiona na wszystko, czułam na sobie ich spojrzenia: gorące Marka i lodowate Bożeny. Nie czekałam długo, po dosłownie paru sekundach poczułam na pupie dłonie Marka. Delikatnie popychały mnie w przód. Weszłam na łóżko, już bez majtek, i maksymalnie się wypięłam. Pupa wysoko w górze, twarz oparta o łóżko – nic tylko podejść i zerżnąć. A Marek to zrobił, tak po prostu.

Nie wierzę, że pozwoliłam Markowi na anal. Kiedy ze mnie wyszedł, Bożena (już tylko w szpilkach) konkretnie mnie przelizała, obie dziurki. Równo je wypieściła, piszczałam i jęczałam coraz głośniej. A kiedy się wycofała, poczułam nacisk właśnie tam, „z tyłu”. Niby nie lubię w ten sposób, ale wtedy tylko wypięłam się jeszcze bardziej. Wszedł gładko, byłam bardzo otwarta.

Nie wierzę, że kiedy Marek posuwał mnie w pupę, wyjęczałam: „Bożenko, gorąco, pomóż!”. A ona pomogła, chwilę później zostałam tylko w pończochach i botkach. I wcale nie było mi dużo chłodniej. A ona tak się o mnie ocierała, tak dopieszczała – nie mogłam się nie odwdzięczyć przyjaciółce. „Chodź tu kochana, proszę” – wystarczyło, żeby usiadła tuż przed moją twarzą i podała mi cipkę do ust. Gdzieś przemknęło, że chyba nie o to chodzi w babskiej przyjaźni, ale w sumie miałam to gdzieś. Chciałam ją wylizać, wypieścić, zrewanżować się za to, jak cudownie przygotowała moją pupę na wizytę Marka. I zrobiłam to z wielką przyjemnością.

Nie wierzę, że kiedy odleciałam, Marek powoli ze mnie wyszedł – i nie protestowałam ani słówkiem, ani gestem. Pamiętałam, że nie jesteśmy sami, nie mogłam i nie chciałam o tym zapomnieć. Zresztą, smakowity, gorący i mokry dowód na to miałam cały czas przed oczami. I w zasięgu ust i języka. Nieco mi było żal, że nie będę go miała do samego końca. Nie poczuję, jak we mnie strzela. Pomyślałam sobie, że może wykończymy go tak, jak widziałam na filmach: ustami, razem, tak, że obie będziemy miały upaprane twarze. Wylizałam mu pałę do czysta, przy okazji chwilkę possałam – i grzecznie położyłam się obok przyjaciółki.

Nie wierzę, że kiedy Marek brał Bożenę – tuliłam ją, całowałyśmy się, pieściłyśmy… To nie trwało długo, była bardzo podniecona i szybko zaczęła się wić i na pół krzyczeć, na pół jęczeć.

Nie wierzę, że wtedy wykończyłyśmy Marka razem. Tak, jak widziałam w filmikach. Kiedy tryskał, starałyśmy się wyłapać jak najwięcej w usta, ale sporo i tak wylądowało nam na twarzach. Pozlizywałyśmy to z siebie, a później w czasie pocałunków przekazywałyśmy sobie jego spermę z ust do ust. I za każdym razem pokazywałyśmy mu, która ma puste usta, a która pełne. Bardzo go to ruszyło i niedługo zaczęliśmy od nowa…

Nie wierzę, że gdy Marek, kompletnie wykończony, nad ranem padł i usnął – tak po prostu zaczęłyśmy się do siebie tulić, głaskać – i… Była najlepszą przyjaciółką, ale też śliczną, atrakcyjną dziewczyną. Mimo, że czasem zdarzały mi się przygody z kobietami – ona była jak siostra. A wtedy to wyszło samo z siebie. I mam nadzieję, że niedługo spędzimy noc tylko we dwie.

Nie wierzę, że już w domu potrafiłam stanąć przed lustrem i popatrzeć sobie w oczy. Zobaczyłam zadowoloną, zaspokojoną kobietę, delikatnie uśmiechniętą i, co tu kryć, znów podnieconą. Wspominając, zrzuciłam piżamę i zaczęłam się głaskać. Widziałam siebie w lustrze, kiedy tak stałam i się pieściłam. To niemożliwie nakręcało, doszłam prawie momentalnie.

A najbardziej nie wierzę w to, co zrobiłam przed chwilą. Właśnie siedzę, piję kawę i patrzę w wiadomości. Przed chwilą dostałam od Marka: „Było świetnie, powtórzymy?”. Nie wahałam się ani sekundy, pisząc i wysyłając: „A może tym razem my dwoje i jakiś kolega?”.