Powrót w deszczu


Bez kategorii / poniedziałek, 4 listopada, 2019

W zeszły piątek okropnie padało. Kiedy dzwoniłam do Marka, był w barze topless. Lubi od czasu do czasu tam posiedzieć i nieco się pogapić. Później, porządnie podjarany, wraca do domu i… Umówiliśmy się, że podjadę i zabiorę go stamtąd do domu. Szybko wykluł mi się mały planik.

Nigdy dotąd nie byłam całkowicie naga – zawsze przy goleniu zostawiałam choćby wąski paseczek włosów. Tym razem poszłam na całość. Zero. Null. Później tylko makijaż, szybki wybór stroju…

Wsiadając do taksówki, miałam na sobie tylko przeciwdeszczowy płaszcz i szpilki. Pojechał do tej knajpy autem, a nie chcę, żeby prowadził po paru drinkach. Kiedy go skądś odbieram, nigdy nie wracamy do domu przed piątą rano.

Wysiadłam przed klubem – kolejny telefon. Kiedy znalazłam samochód, czekał w środku. Jako pasażer. Nic dziwnego, że tak grzecznie usiadł gdzie trzeba. Był pod dobrą datą. Zaraz na wstępie, chwilę po wyjechaniu z parkingu, uwolniłam jego zaganiacza ze spodni. Wtedy przyuważył, że przejeżdżamy obok parku. Stop, wysiadamy i wleczemy się w tym deszczu przez park, aż dochodzimy do altany. To było wspaniałe miejsce na pieprzonko, nikt nie mógł nas zobaczyć. Marek zerwał ze mnie płaszcz i nieco go zamurowało, kiedy stanęłam przed nim naga. Tak kompletnie, jak nigdy dotąd.

Kiedy pozbawiałam go odzieży, stał i obserwował, a jego fiut rósł i twardniał. Kiedy został w samych butach, zabrałam się za jego twardego, sterczącego miśka. Łapczywie ssałam go i lizałam. Jeździłam językiem po całej długości, tam i z powrotem, wciągałam w usta aż po nasadę i znów wypuszczałam. Milutko smakował. Kiedy miałam go w ustach, rzucał się do przodu i dźgał mnie głęboko w gardło.

Dobrałam się do jego piłeczek. Uwielbiam obciągać. Do samego końca. Do momentu, kiedy zgromadzony w jądrach balast wrze i wyrywa się na wolność. Łapię wszystko w usta, połykam całą daninę i dokładnie oblizuję główkę, aby nie uronić ani kropelki.

– Chcę cię pieprzyć! Rżnąć! Teraz! – wydyszał. Ale ja lubię, kiedy on czeka. Jest wtedy o wiele, wiele dzikszy. Wspanialszy.

– Mam zamiar obciągać ci tak długo, aż tryśniesz. Bez odwołania! – ostatnie słowa prawie wyjęczałam, podniecona co najmniej tak jak on. Wróciłam do manipulacji przy genitaliach, podniecania go jeszcze bardziej.

Postanowiłam sprezentować mu najdziksze pieprzenie w życiu.

Położyłam się na wznak na płaszczu i pociągnęłam Marka na siebie. Całując i lekko gryząc jego ucho, trzymałam jego dłonie tak, że nie mógł nic z nimi zrobić. Lubię widzieć go w takim stanie, że jest gotowy wyssać wszystkie soki z mojej cipki. Pocałunek był głęboki, prawie bolesny. Przeturlaliśmy się, teraz ja leżałam na nim. Kiedy moja dłoń odnalazła jego pulsującą kolumnę, całował moją szyję i uszy. Dłoń tuż obok guziczka – palec dotyka go, lekko masuje… Aż do szczytu. Chwilę później ten sam palec, mokry i pachnący moimi sokami, znajduje się w ustach Marka. Kocha ten smak. Jego oswobodzone dłonie zaciskają się na moich piersiach. Sięgam po jego zaganiacza i dłonią kieruję prosto do czekającej jamki. Uczucie prawie nie do opisania – wszedł tak mocno i zdecydowanie! Oczywiście, absolutnie nie miałam zamiaru pozwolić mu strzelić we mnie już wtedy. Tylko kilka razy porządnie i bardzo powoli nadziałam się na niego. Znieruchomiał.

Brakowało jedynie chwili galopu, ale miałam inne zamiary. Zeszłam z niego i obróciłam się. Nienaturalnie nabrzmiały, sinoczerwony potwór wpatrywał się we mnie. Złapał mnie za pupę i przyciągnął do oczekujących ust. Lizał i całował z pasją. Momentalnie poczułam wilgoć na udach.

Z wirtuozerią pieprzył mnie językiem – wygięłam biodra, aby mógł dotrzeć głębiej, a gładko wygolona cipka promieniowała nieznośnie rozkosznym gorącem. Lekko drapał kilkudniowym zarostem – dodatkowe dreszczyki. Jego język coraz szybciej suwał się w mojej jamce. Nie miałam na dole ani jednego włoska – pierwszy raz doświadczałam czegoś tak intensywnego. Z jego ustami na wargach, czułam powódź wrażeń zalewających mnie jak nigdy dotąd. Całe ciało pulsowało i rzucało się w niesamowitej fali orgazmów.

Chciałam, aby miał jak najwięcej rozkoszy. Pochylona, znów zabrałam się za lizanie jego czekającego fleta. Kocham gorące pieszczoty jego rąk. Przesuwając usta po jego trzonie, delikatnie bawiłam się piłeczkami. Naga i gorąca, trzymałam w dłoniach jego napuchniętego zaganiacza i ssałam główkę. Doświadczony język drażnił sam czubek. Nie wiem kiedy, lewa dłoń zjechała w dół i zajęła się norką. Z największą ostrożnością wzięłam jego piłeczki do ust i zaczęłam je ssać. Pragnęłam poczuć jego eksplozję w mojej jaskini.

Powoli nadziałam się na jego pulsujący drąg. W urywanych skurczach czułam gotowość do wystrzelenia we mnie całego słodko-gorzkiego naboju. Chwilę trwałam w bezruchu, skoncentrowana na jego wyraźnie odczuwanej obecności. Poruszyłam biodrami. W górę, w dół, w górę, w dół… Przez chwilę ujeżdżałam go powoli, później przyspieszyłam, po następnych kilku nabiciach się na niego ponownie przystopowałam… Chciałam jeszcze trochę podręczyć go powolnym masażem, ale nie pozwolił na to. Jeden ruch – i leżałam na plecach, z nogami w górze, bez litości przebijana z ogromną siłą. Chciałam go jeszcze głębiej. Zarzuciłam nogi na jego ramiona. Wchodził aż po nasadę.

– Pieprz mnie! Oooo! Taaak!… Mocniej… Kochanie… – jęczałam coraz głośniej. – Tak, rżnij!… Jeszcze!!!

Balansowałam na krawędzi. Jeszcze kilka pchnięć… Wbity we mnie pal zapulsował i zaczął strzelać we mnie swoją gorącą amunicją. Wbijając paznokcie w plecy Marka, spadałam…