Nie umawialiśmy się, tak po prostu wyszło – Agata przyszła cała w bieli: sweterek i długa spódnica. Ja z kolei w czarnych bojówkach i koszulce. Ustalenie, że na ten spacer idziemy jako Biała Dama i Czarny Rycerz, było kwestią chwili. I od tej pierwszej chwili mieliśmy konkretny ubaw ze wszystkiego. A szczególnie z gapiących się na nas przechodniów. Takie kontrasty nieczęsto się widzi, fakt.
Spacer, jak to mamy w zwyczaju, był długi – a rozmowa pasjonująca. Z Agatą nigdy nie szło się nudzić, zawsze się jakiś temat znalazł. A to, że zatrzymywaliśmy się na długie chwile gdzieś na osobności, żeby się namiętnie całować i nieco popieścić – to zupełnie inna historia. Jakoś tak po drodze przekonałem się, że jej pełne, duże piersi są podtrzymywane push-upem, a powyżej białych pończoch jest już tylko bosko uformowane, chętne ciało. Chyba nie muszę wspominać, że wypieściłem i wylizałem te wszystkie skarby tak, że Agata jęczała? Do parku, już po ciemku, dotarliśmy gotowi rzucić się na siebie i tak po prostu dziko pieprzyć w pierwszym dogodnym miejscu.
Przytuleni, potuptaliśmy w najciemniejszą alejkę, na ławkę najbardziej na uboczu. Usiadła mi okrakiem na biodrach, twarzą w twarz. Chwila, i miałem ręce pod jej spódnicą, nie spiesząc się pieściłem i ugniatałem uda, wyżej i wyżej. Dupcia. Dłoń między uda. Cudownie, gorąco, wilgotno. Wpiła się w ustami w moje, kiedy wsunąłem w nią najpierw dwa, a po chwili trzy palce. Rozpychałem ją, a kciuk zabłądził do drugiej dziurki. Znieruchomiała, kiedy lekko nacisnąłem, a moment później, gdy go wsunąłem do środka – zaczęła obciągać mi język, zupełnie tak, jakby miała w ustach mojego kutasa.
Który to kutas aż bolał, taki był nabrzmiały. Wiedziałem, że za chwilę wpakuję go Agacie mocno i głęboko, że ją zerżnę na ostro do samego końca. Albo położy się na ławce i rozłoży uda, albo się oprze i wypnie dupcię, albo zabiorę dłoń i nabije się na mnie tak, jak właśnie siedzi. Już, już miałem przestać robić jej palcówkę, gdy gdzieś blisko żwir zaskrzypiał pod butami. Kroki. Powolne, coraz bliżej. Znieruchomieliśmy.
– No siema, macie może ognia?
Po głosie sądząc, młody chłopak. Słyszał głośny, rwący się oddech Agaty i jej westchnienia, nie ma siły. Gorączkowo się zastanawiałem, co teraz zrobić, ale nic nie zdążyłem. Agata sięgnęła po torebkę i wyciągnęła zapalniczkę. I przy okazji dwie fajki z paczki, odpaliła i jedną wsunęła mi do ust. Nieco się odwróciła w jego stronę, wyciągnęła rękę z zapalniczką.
– Proszę.
Było słychać, jaka jest podniecona. Czułem na palcach, jaka jest mokra i gorąca. Lekko zafalowała biodrami, kiedy chłopak się zaciągał. No tak, zielone. Popatrzyła mi w oczy i lekko się poruszyła. Jeszcze raz. Pocałowała w usta i odwróciła się do chłopaka.
– Mogę chmurę? – Cały czas ten niski ton, a w środku płonie i ocieka. Chyba coś wymyśliła…
No i wymyśliła, zaraza jedna. Widziała po minie, że z ręką nie bardzo, więc po prostu podciągnęła spódnicę maksymalnie – w tym słabym oświetleniu i tak wszystko było widać aż zbyt wyraźnie – i delikatnie złapała mnie za nadgarstek. Delikatnie poprowadziła moją dłoń do swych ust i dokładnie wylizała do czysta. Nie byłaby sobą, gdyby nie pobawiła się w obciąganie wszystkich palców po kolei. I wszystko tak, żeby on to dokładnie widział, mało tego – patrzyła mu w oczy, a we mnie się wszystko gotowało. Do czasu. Gadaliśmy o pierdołach, też wziąłem parę chmurek i jakoś poweselałem. Bo może gadaliśmy w trójkę, może zrobiła mu niezły pokaz, ale siedziała na tej ławce tak, że dociskała biodra do moich, ocierała się…
Czuła, w jakim stanie jestem. Sama też była mocno nakręcona, słyszałem to w jej głosie, czułem w nacisku bioder, w sile, z jaką jej palce wpijały się w moje ramię. Rozmowa wyraźnie się nie kleiła, by nie rzec – rwała co parę słów. Skręt się skończył, chłopak zrobił ruch, jakby chciał wstać…
– Poczekaj – niski, drgający głos Agaty momentalnie go zastopował. – Możesz zostać i patrzeć, z bliska też. Ale nawet nie próbuj dotykać.
– Ro… rozu… – widać było, że się tego nie spodziewał. Ja zresztą też. – A jakbym…
– Rób co chcesz, ale nie myśl o dotykaniu, bo… – znacząco zawiesiła głos, a ja prawie zawarczałem na samą myśl, że ktoś mógłby jej choćby dotknąć, a szczególnie wtedy. – I uważaj na finiszu, żeby nawet kropelki…
– Ro… rozumiem, do… brze…
No, tego jeszcze nie grali, żeby z publiką – pomyślałem. Zdarzało się, że jakieś dziwne teksty padały, żeby rozpalić atmosferę, ale na tekstach się kończyło. Ciekawe czasy start, co dalej? – więcej nie zdążyłem pomyśleć, bo Agacie puściły wszelkie hamulce.
Nie wiem, kiedy to się stało – nagle po prostu leżałem na tej ławce, biodrami na jej końcu, spodnie przy kostkach, nogi szeroko. Widziałem dupcię Agaty, tańczącą jakiś dziki taniec. Czułem jej gorącą, mokrą cipeczkę, nadziewającą się na mojego kutasa i wypuszczającą go prawie w całości. I jeszcze coś – jakby delikatny podmuch powietrza?
Skubany patrzył z bardzo bliska, korzystał ile wlezie. Tak się przyglądał, że czułem jego oddech na sobie. Dziwne to było, ale w sumie… Jak tak lubi zbliżenia, jego sprawa. Ale niech tylko dotknie… A później nie myślałem, tylko po prostu leżałem i byłem ujeżdżany. Po tłumionych jękach Agaty słyszałem, że jest blisko, coraz bliżej– i wtedy się zatrzymała.
Słodka, wypięta dupcia uniosła się na tyle, że fiut wyskoczył z przytulnej dziurki. Poczułem dłoń Agaty, kierującą na ciasne wejście. Krótka chwila – i powoli, ale zdecydowanie nabiła się na mnie dupcią. I znów ten delikatny podmuch… No teraz ma na co lampić… Fakt, Agata nadziana „od tyłu” i robiąca sobie palcówkę to niesamowity widok, nieraz ją taką widziałem – i przodem, i w lustrze. Wystarczyło o tym pomyśleć, żebym odleciał. Kiedy kończyłem głęboko w jej dupci, Agata głucho zajęczała i opadła na mnie plecami. Leżała tak, ze spódnicą wokół bioder, rozrzuconymi nogami i mocno wyeksponowanymi dziurkami.
Nasz widz chyba jeszcze nie skończył, bo po chwili Agata się ożywiła. Wstała, poprawiła spódnicę i znów była grzeczną, niedostępną Białą Damą. Kucnęła przy moich biodrach i poczułem jej usta, wylizała mi zaganiacza na czyściutko. Widziałem, że patrzy w stronę naszego widza, i usłyszałem jego stęknięcie, później drugie i następne. No i po chłopaku – pomyślałem chwilę później, gdy stękanie ucichło i dobiegł mnie szelest materiału.
– No to… tego… dzięki, cześć.
Żadne z nas nic nie powiedziało, ani słowa, a zgrzyt żwiru był coraz cichszy i dalszy. Ubrałem się, przeciągnąłem i w ciszy, przytuleni, poszliśmy w swoją stronę. Ciekawe, co wymyśli następnym razem – kołatało mi się po głowie, ale nie zaczynałem tematu. Dobrze było tak razem pomilczeć.
